Młode Polki czują się szczęśliwe, ale co trzecia przyznaje, że nie lubi siebie, a 2/3 narzeka na o przemęczenie. - Walczą o swoje prawa, są mądre i ambitne, ale większość do poczucia szczęścia potrzebują od babci aprobaty. – mówi psycholożka, trenerka biznesu i coach Iwona Firmanty. NEWSWEEK: Z badania „Polki 2021. Nowe wartości na nowe czasy” przeprowadzonego przez Mobile Institute dla Gedeon Richter wyłania się obraz kobiety, która uważa się za szczęśliwą, choć przyznaje, że nie lubi siebie. Czy pani zdaniem taka sprzeczność jest możliwa? Iwona Firmanty: Myślę, że bardzo trudno być szczęśliwą, nie lubiąc siebie. O tym, że nie lubią siebie, mówią przede wszystkim młode respondentki, dojrzałe kobiety wspominają o tym zdecydowanie rzadziej. Moim zdaniem to kwestia zbyt wygórowanych wymagań, jakie stawiają sobie młode Polki, ich perfekcjonistycznego nastawienia do życia. Mam być najlepsza albo żadna. Tak jesteśmy wychowywane. Mamy przede wszystkim spełniać oczekiwania otoczenia, zabiegać o akceptację wszystkich dookoła i dobrą opinię. Choć młode Polki deklarują otwartość, brak przywiązania do stereotypów, mówią, że liczy się dla nich wolność, to jednak wyznają tradycyjne wartości. Chodzą na demonstracje, walczą o swoje prawa, mówią, że ważna jest solidarność, ale do poczucia szczęścia potrzebują od babci pieczątki na czole potwierdzającej, że są właściwymi kobietami. Dojrzałe Polki rzadziej nie lubią siebie. Dlaczego? – Bo mają świadomość swojej wartości i dystans do oczekiwań otoczenia. One nie porównują się z wyidealizowanymi dziewczynami z Instagrama i nie płaczą po nocach z powodu negatywnych komentarzy. Gdy zamykają oczy, słyszą swój wewnętrzny głos, wiedzą, w którym kierunku chcą podążać, co je uszczęśliwia. Młode dziewczyny słyszą głównie posklejane oczekiwania otoczenia: masz być taka, taka, taka... Próbują z nich poskładać obraz samej siebie, a to niedobry trop. Zdarza się i to coraz częściej, że dojrzałe klientki przysyłają do mnie na coaching swoje nastoletnie córki. Proszą, bym pomogła im poukładać relacje z samymi sobą. Moment, gdy ciało dziewczynki zamienia się w ciało kobiety, jest newralgiczny. Zmienia się wygląd zewnętrzny, tu i ówdzie przybywa tkanki tłuszczowej, co dla wielu dziewczyn okazuje się traumatycznym doświadczeniem. Nikt im nie powiedział, że to fizjologia, bo organizm w tym wieku potrzebuje więcej tkanki tłuszczowej, by uruchomić procesy związane z dojrzewaniem. To będzie widoczne przez krótki czas, potem proporcje ciała wrócą do normy. One tego nie wiedzą i są przerażone tym, że ich sylwetka i skóra zaczynają odstawać od obowiązujących wzorców, czyli obrazków publikowanych w mediach społecznościowych i na okładkach pism kobiecych. Tłumaczę im, że dziewczyna z okładki wcale nie wygląda tak w rzeczywistości. Na to, aby tak pięknie wyszła na zdjęciu, musiał pracować sztab specjalistów przez wiele godzin. I że jedyny ważny standard w życiu to ten, które one sobie wyznaczą. Mówię im, że to wyłącznie od nich zależy, z kim będą się porównywać. Co panią jako psychologa najbardziej niepokoi w obrazie współczesnej Polki? – Brak uważności na siebie, swoje potrzeby, aspiracje, marzenia. Respondentki przyznają, że mają aspiracje zawodowe, chęć szkolenia się, apetyt na awans, jednak gdy trzeba wybrać: czy postawić na swoją karierę, czy wspomagać w tej kwestii partnera, wybierają to drugie. No bo przecież ktoś musi zadbać o dom, ogarnąć dzieci. Jako najważniejsze wartości wskazujemy zdrowie i rodzinę, ale jednocześnie przyznajemy, że w ferworze walki wcale o to zdrowie nie dbamy, zaniedbujemy badania profilaktyczne, mamy świadomość przemęczenia, ale nie potrafimy odpoczywać. – To kwestia priorytetów i braku wglądu we własne potrzeby. Jesteśmy jedynymi osobami na świecie, które naprawdę wiedzą, czego nam potrzeba. Często pytam swoje klientki na początku współpracy: kto jest dla ciebie najważniejszą osobą w życiu? Prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć: Ja. Jeśli zadbam o swoje potrzeby i będę czuła się szczęśliwa, to ludzie wokół mnie też będą mieli szansę z tego czerpać. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci. Co złego robi nam rezygnacja z relaksu? – Stres, nawet codzienny, nie jest zły, pod warunkiem że umiemy zredukować napięcie, które pozostawia w naszym ciele. Mam stresującą pracę, która mnie wykańcza i nie jestem w stanie zmienić jej na inną. Trudno, ale to nie znaczy, że mam być z tego powodu ciągle zestresowana. Powinnam się w takiej sytuacji zastanowić, co mogę zrobić, żeby jednak poprawić swój komfort. Jest co najmniej kilka rozwiązań. Mogę spróbować postawić granice pracodawcy i współpracownikom, popracować nad relacjami z nimi, potrenować asertywność, nauczyć się redukować stres, który wynoszę z pracy, albo nie robić nic. Problem w tym, że większość z nas nie robi nic. Jeśli regularnie nie dbamy o redukcję napięcia, to ono kumuluje się w ciele, tworząc tykającą bombę zegarową. To naprawdę niebezpieczne. Pracuję na co dzień z ludźmi biznesu i widzę, co z ich życiem robi nierozładowany stres. Wcześniej czy później dopadają ich dolegliwości psychosomatyczne: depresja, zaburzenia lękowe, krwotoki z nosa, ciągłe przeziębienia, koszmarne migreny, wrzody żołądka, choroba Hashimoto i wiele innych. Niekorzystny wpływ na zdrowie nadmiaru. Związek nadmiaru hormonów stresu z obniżoną odpornością i skłonnością do różnych chorób jest udowodniony ponad wszelką wątpliwość, ale większość z nas nie traktuje go poważnie. Czy ciało, które ma dość stresu, wysyła jakieś sygnały ostrzegawcze, byśmy miały szansę zareagować, nim przyjdzie choroba? – Tak, ale łatwo je ignorujemy. To problemy ze snem, gorsza koncentracja, obniżone libido. Osoby przyzwyczajone do podwyższonego poziomu kortyzolu i adrenaliny nie czują bólu, kiedy powinny go czuć. Mówią sobie: OK, teraz nie mam czasu zająć się swoim gorszym samopoczuciem. Zrobię to później, czyli najczęściej nigdy. Może źle rozumiemy pojęcie stresu? – Dla większości ludzi stres to śmierć lub ciężka choroba bliskiej osoby, rozwód, pożar domu, utrata pracy. Mało kto widzi źródło stresu w tym, że pracuje poniżej swoich kwalifikacji, za pensję dużo niższą niż kolega na podobnym stanowisku, nie awansuje, choć zasługuje na awans, jest zmuszany do zostawania w pracy po godzinach, spędza dużą część życia w korkach i hałasie, spóźnia się po dziecko do przedszkola, nie wyrabia się z obowiązkami domowymi itp. Te wszystkie codzienne sytuacje, które dobrze znamy, są źródłem napięcia. Jak się go pozbyć? – Po pierwsze, warto zastanowić się, czy naprawdę chcemy tak żyć. Może wreszcie czas na jakiś życiowy zwrot? To, gdzie jesteśmy, to nasz wybór. W każdej chwili możemy coś zmienić. Jeśli nie jesteśmy gotowe na zmianę, warto doraźnie zadbać o redukcję napięcia. Jak? Pójść na spacer do lasu, na trening jogi, zobaczyć dobry film czy sztukę teatralną, spotkać się z przyjaciółmi. Gdy jesteśmy nabuzowane, możemy sobie siarczyście poprzeklinać – to skuteczny sposób na upłynnienie napięcia. Jeśli te domowe sposoby nie pomagają, trzeba poszukać pomocy u specjalistów. Pomyśleć o coachingu albo terapii. Większość kobiet powie: nie mam na to czasu i pieniędzy. – To znowu kwestia priorytetów. Jeśli ja sama nie zadbam o swój komfort psychiczny, to nikt mi go nie zapewni. W tych badaniach widać bardzo dokładnie, że większość z nas nie spocznie, dopóki nie zadba o dom i nie zaspokoi potrzeb wszystkich domowników. Większości Polek weekend kojarzy się ze sprzątaniem, praniem, prasowaniem, szykowaniem niedzielnego obiadu z trzech dań. Tylko żeby to wszystko zrealizować i jeszcze odpocząć, brakuje nam doby. Dla rodziny rezygnujemy więc z odpoczynku. Finał jest taki, że gdy dziecko proponuje zabawę czy wspólny spacer, my zwyczajnie nie mamy na to sił. Zastanówmy się, czy nasze dzieci rzeczywiście marzą o tym, żeby mieć lśniące podłogi i wyprasowane ubrania. One przede wszystkim chcą z nami spędzać czas. Chcą widzieć szczęśliwą, uśmiechniętą mamę, a nie wiecznie skrzywioną, padającą na twarz i wściekłą na cały świat. Wierzy pani, że pracę na etacie da się pogodzić z dbaniem o własny komfort psychiczny i beztroskimi weekendami na łonie rodziny? – Wiem to! Pod warunkiem, że nie będziemy uporczywie dążyć do bycia najlepszą w każdym obszarze życia. Osobom zainteresowanym zmianą priorytetów polecam proste ćwiczenie coachingowe o nazwie „Koło życia”. Rysujemy okrąg, w który wpisujemy 8-10 ważnych dla nas ról życiowych i obszarów życia, przyporządkowując wycinek odpowiadający obecnemu poziomowi satysfakcji z tego obszaru. Następny krok to zastanowienie się nad tym, z którego obszaru chcielibyśmy czerpać więcej satysfakcji. Kolejny: refleksja, co konkretnie zamierzamy zrobić, by tak się stało, i konsekwentne trzymanie się tego planu. Warto mieć świadomość, że to nasze nowe koło życia możemy zmienić w każdym momencie, dostosowując je do swojej aktualnej sytuacji. To ćwiczenie wymaga autorefleksji, bo koła życia nikt za nas nie narysuje. Bo tylko my wiemy, co jest dla nas naprawdę ważne i czego pragniemy najbardziej. Ewentualne zmiany nie dzieją się same. Wymagają od nas konsekwentnych działań, które mogą wiązać się z wyjściem ze strefy komfortu na pewien czas. To naturalne w przypadku każdej zmiany. Warto wtedy popatrzeć w przód, zastanowić się, jaka nagroda mnie czeka, jeśli przebrnę przez te trudności. Warto sobie uświadomić, że stawka jest naprawdę duża. POLKA 2021 Ponad połowa badanych czuje się zadowolona z życia. 1/3 Polek nie lubi siebie, najczęściej (45 proc.) to przedstawicielki pokolenia Young Millennials (26-31 lat). Polka widzi siebie jako osobę serdeczną, ambitną, stanowczą, ale jednocześnie wrażliwą, miłą i spokojną. Chciałaby być bardziej zdecydowana, sprytna, niezależna. Boi się przede wszystkim samotności i bezradności. Najważniejsze wartości: zdrowie (51 proc.), rodzina (45 proc.) oraz solidarność (30 proc.). Dla 41 proc. badanych na równi z rodziną stoi kariera. 78 proc. Polek czuje się zmęczona, ale nie potrafią się zrelaksować. Na pytanie: czego nie wypada kobiecie? Polki z pokolenia Silver Power odpowiadają najczęściej, że nie wypada im mieć wielu partnerów i żyć w konkubinacie, palić papierosów, ubierać się odważnie i nie mieć dzieci. Ich wnuczki i prawnuczki z pokolenia X są we wszystkich tych kwestiach znacznie bardziej liberalne. Ponad 40 proc. z nich nie zgadza się z żadnym z tych stwierdzeń. *wyniki pochodzą z Raportu „Polki 2021. Nowe wartości na nowe czasy”, który powstał na podstawie badania ilościowego zrealizowanego w maju 2021 roku przez Mobile Institute na zlecenie Gedeon Richter Polska Sp. z Badanie zostało przeprowadzone z wykorzystaniem metody CAWI (Computer-Assisted Web Interview) na grupie 2071 internautów, w której znalazło się 1236 kobiet i 835 mężczyzn w wieku 18+ Iwona Firmanty - psycholog, socjolog, trener biznesu i certyfikowany coach International Community Coaching. Od kilkunastu lat zarządza firmą szkoleniową Human Skills oraz projektem rozwojowym Sukces Kobiety Biznesu, autorka książki „Jak upolować miłość”
Kiedy Brytyjka polskiego pochodzenia pojechała do Egiptu i odbiła z rąk męża córeczkę, przewożąc ją na fałszywym, polskim zresztą paszporcie, stała się w Wielkiej Brytanii bohaterką. Alex Abou-El-Ella, czyli Aleksandra, bo o niej mowa, poznała swojego męża, Egipcjanina Mustafę, w supermarkecie, gdzie pracowała. Pobrali się, urodziła córeczkę Monę. Małżonkowie przestali się dogadywać, co różni specjaliści tłumaczą zbyt wielkimi różnicami kulturowymi. Mąż zabrał dziecko, informując, że jedzie w odwiedziny do znajomych, i wyjechał do Egiptu. Zrozpaczona matka szukała pomocy na policji i w Agencji ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej. Nie byli w stanie jej pomóc. Skontaktowała się więc z Donyą Al-Nahi, znaną pod pseudonimem Jane Bond - brytyjską pisarką znaną z tego, że angażuje się w pomoc arabskim kobietom odzyskać ich dzieci. Wyjechała z Alex do Egiptu, przebrały się w muzułmańskie tradycyjne stroje kobiece i odnalazły Monę. Uprowadziły ją, gdy dziecko z nianią wracało z przedszkola. Sytuację tę brytyjskie media widzą jako desperacką akcję matki, która walczy o swoje dziecko i odbiera to, co jest jej, i to jest w tle dzwoni stereotyp, przez który my, nowocześni ludzie z Europy, postrzegamy żony arabskich mężczyzn, okutane w burki, jako uciśnione niewolnice, więc każdy tego typu akt przyczynia się też do ich wyzwolenia się spod patriarchalnego typu sytuacje również w Polsce są znane, choć niekoniecznie głośne. Kobiet, ze zrozumiałych przyczyn nie lubią się chwalić tym, że kiedyś zakochały się w smagłym czarnookim Arabie, nieważne, czy to Egipcjanin, Irakijczyk, Turek, czy Jemeńczyk, a po ślubie okazało się, że jest on zupełnie inny, że przeszkodą stają się religia, rodzina i mnóstwo innych rzeczy. Kobiety stosują więc przemyślne fortele, jak wyrwać się ze świata, którego nie rozumieją, od faceta, który jest im głęboko obcy, i uratować dzieci. Ale to jedna strona medalu. Wyobraźmy sobie sytuację, w której zwykłe polskie małżeństwo rozstaje się i mama postanawia wyjechać z dzieckiem do Australii. Nie wyobrażam sobie, że normalny, kochający ojciec nie będzie walczył o dziecko i być może uciekał się do jakichś forteli, aby z nim być. Znam też inne przypadki - znajoma zakochała się w Turku, zaszła z nim w ciążę, ale polskie władze deportowały go z kraju. Kobieta walczyła z urzędnikami i nic nie wskórała. Urodziła córeczkę, która do dziś nie wie, kto jest jej biologicznym ojcem. Jakiś czas temu, będąc w Kairze, spotkałam Polkę, która była tłumaczką przewodnika w Muzeum Egipskim. Piękna, wysoka, długonoga blondyna w O Boże, wyszłaś za mąż za Egipcjanina? To straszne. Jak on cię musi traktować - biadoliły nad nią turystki. A ona uśmiechała się Wiele z pań może mi pozazdrościć. Mam kochającego męża, po studiach, otwartego, nowoczesnego, który traktuje mnie jak księżniczkę, spełnia wszystkie moje zachcianki, cieszy się, że jestem ambitna i chcę pracować, wspiera mnie, mieszkam w wielkim domu, a właściwie pałacu z ogrodem, w którym do swojej dyspozycji mam służących - odpowiedziała. Turystki zacisnęły pod artykułami o desperackiej Alex z Wielkiej Brytanii, jakie ukazały się w polskim internecie, nie ma, czego zresztą można się było spodziewać, znając polskich internautów, pochlebnych komentarzy. Jest tylko wiadro pomyj: "Puściła się z Arabem i ma za swoje" - to chyba najłagodniejsza wypowiedź, trzymająca się zresztą w mocno osadzonym u nas stereotypie. Internauci rozprawiają o tym, jakie to Polki są głupie, że dają się złapać na piękne oczy i słówka i znane są z tego, że zakochują się w "ciapakach" czy "ciapatych", jak na muzułmanów mówi się w Wielkiej z wieloma kobietami, które nawiązały bliskie relacje z mężczyznami wyznającymi islam, pochodzącymi z krajów arabskich. I były to różne rozmowy, czasem żartobliwe, kiedy słyszałam: - No wiesz, po tym, co przeżyłam z moim Turkiem, nie wyobrażam sobie spać z nieobrzezanym Michalik, która wyszła za mąż za Tunezyjczyka i była jego żoną przez dwanaście miesięcy, całą tę sytuację widzi zupełnie inaczej. - Mam wrażenie, że po 11 września nagle wszyscy spojrzeliśmy w stronę tamtych krajów, którymi dotąd niezbyt się interesowaliśmy. Wcześniej przeciętny Polak kojarzył Arabów z baśniami tysiąca i jednej nocy, wielbłądami, pustynią, ludźmi w turbanach albo z wakacyjnym kurortem. Po słynnych zamachach nasza uwaga została skierowana w ich stronę i panuje ogólne przekonanie, że każdy z tych ludzi ma w piwnicy trotyl, że są groźni i religijnie nachalni - mówi Alina. Zgadza się, że w tym wszystkim tkwi też ten stereotyp okutanej arabskiej kobiety, a już nie daj Boże Polki, która wyszła za mąż za Araba i jest zniewolona przez swego męża. Tymczasem ona doświadczyła, że w takich związkach liczy się mnóstwo drobiazgów, które należy poznać. Bardzo często to, jak układa się relacja między europejską kobietą a arabskim mężczyzną, bez względu na to, czy on mieszka w Europie, czy z żoną w swoim kraju, zależy od wielu czynników: od jego charakteru, od rodziny, z jakiej się wywodzi, od kraju, w którym mieszka. Dopiero gdzieś tam na szarym końcu pojawiają się prawo i przyznaje, że kobiety, wchodząc w takie związki, często niewiele wiedzą o kręgu kulturowym, z którego wywodzi się ich wybranek. - Spotykałam kobiety, które miały romanse z chłopcami stamtąd, i czułam, że one nie mają zielonego pojęcia, w jaką kulturę wchodzą. On jest piękny, spontaniczny, świat wokół niego gwarny i kolorowy. Tamtejsi panowie są temperamentni, więc to egzotyka, która pociąga, ale nie zawsze idzie za tym coś głębszego. Jeśli spojrzymy na mieszane związki z pogranicza kultur i jeśli są to ludzie światli, i na przykład razem studiowali, to często tworzą udane relacje. A jeśli związki się rozpadają, to przyczyny bywają podobne do tych, na podstawie których rozpadają się związki w ogóle - w Tunezji mieszkała przez trzy lata. - Miałam 19 lat, kiedy go poznałam, na wakacjach. Za mąż wyszłam, gdy miałam 21 lat. Mężczyźni stamtąd są spontaniczni, roztańczeni, czego Polkom trochę brakuje u naszych mężczyzn. To ta pierwsza warstwa, która nas pociąga. Ze mną było podobnie. Poza tym mężczyźni stamtąd natychmiast wprowadzają cię w swoją rodzinę, bardzo lubią dzieci. Na młodej dziewczynie robi to dobre wrażenie. Myślę, że to też może być moment, kiedy dziewczyny nabierają poczucia bezpieczeństwa - uważa Alina. Ale tu właśnie powinny się włączać czujność i dobra obserwacja. Taniec godowy w krajach arabskich potrafi dziewczynom zawrócić w głowie, mężczyźni obsypują je prezentami, kwiatami, są nauczeni prawienia kobietom komplementów, adoracji. Ale trzeba zwyczajnie obserwować, jak zachowują się w relacjach z braćmi, z rodzicami, jak traktują swoją matkę i siostry. Dziś widzi, że dla niej to była zwykła młodzieńcza miłość, która mogłaby się przydarzyć równie dobrze z chłopakiem z Madrytu, Gdańska czy Warszawy. To była wzajemna fascynacja, byli młodzi i doszli do wniosku, że coś z tym trzeba Tunezyjczyk pochodzi z miasta, gdzie turystyka jest mocno obecna, więc wszyscy tam byli obyci z ludźmi, kobietami z innych kręgów kulturowych. Jego rodzina przyjęła ją bardzo Była to dość tradycyjna rodzina średniej klasy. Tam jest tak, że te rodziny często siedzą na kupie, trudno jest więc nie być przedstawioną ciotce czy wujkom, jeśli oni ciągle tam bywają. Spotykasz siostry i braci z ich rodzinami, dziećmi, zatem - chcąc nie chcąc - po trzech wizytach zna się już wszystkich. Rodzicom nie przeszkadzało, że jestem Europejką, być może wiązało się to też z tym, że nie nosiłam się zbyt ekstrawagancko, byłam otwarta na nowy język, ludzi. Zostałam wychowana w duchu szacunku do innych kultur, starałam się zachowywać delikatnie, a jednocześnie obserwować, jak oni się zachowują. Z tym też się wiąże kupa różnych zabawnych sytuacji. Na przykład z jedzeniem. U nas, kiedy gość dostaje obiad i ze smakiem zje do końca, to jest mile widziane przez gospodarzy. W Tunezji jest tak, że dla własnego dobra bezpieczniej jest nie dojeść, ponieważ jak wyczyścisz talerz, dostaniesz jeszcze raz tyle. Zanim złapałam ten mechanizm, musiałam się parę razy namęczyć - wspomina ze miała też problemu z zaakceptowaniem islamu. - Wyjechałam do Tunezji zorientowana w historii tego kraju, wiedziałam, czym jest islam, przeczytałam Koran i parę opracowań na ten temat - ją zaintrygował. Był odpowiedzią na te wszystkie mniejsze religie, które tam panowały wcześniej. - Prorok Mahomet przyniósł pewien porządek. Nam wydaje się, że kobiety mają tam gorzej, tymczasem wielu naukowców badających Koran i dawne obyczaje twierdzi, że wcześniej sytuacja kobiet na tych terenach wcale nie była lepsza, przede wszystkim dlatego, że wiele spraw nie było usankcjonowanych. Koran jest księgą ustaleń społeczno-prawnych, dokładnie opisuje, co robić w przypadku rozwodów (Koran je dopuszcza), jak zaopiekować się wdowami. Spodobała mi się prostota przekazu. Islam jest najmłodszą z trzech religii Księgi. Kiedy przeciętny chrześcijanin usłyszy fragment Koranu, często myśli, że to Biblia, bo to bardzo podobny styl, język, metaforyka, ale brzmi bardziej współcześnie. Mojżesz, Abraham i inne postaci ze Starego Testamentu są dla muzułmanina, podobnie jak dla Żyda, święte. Ale również z dużym szacunkiem Koran wyraża się o Jezusie, o jego matce Maryi, która jest jedną z ważniejszych postaci Koranu. Wszystkie te rzeczy związane z dzieleniem się, czynieniem dobra, te podstawy moralne, które towarzyszą wszystkim religiom na świecie, w Koranie również są obecne. To mądra księga, pięknie napisana, traktująca o wielu dobrych i ważnych rzeczach. I takich ludzi tam poznałam, choć nie chciałam być muzułmanką i nikt mnie do tego nie namawiał. Poznałam pełen przekrój muzułmanów, od bardzo bogobojnych i tradycyjnych, po wierzących i niepraktykujących. Byli też i tacy jak ci państwo, u których wynajmowałam mieszkanie: on był doktorem weterynarii, ona kosmetyczką w hotelu. Masowała otyłych Niemców, dotykała ich ciał, chodziła ubrana w mini, ale jednocześnie była przykładną żoną, matką, niezwykle uczciwą kobietą. I modliła się pięć razy dziennie. Parę razy zdarzyło mi się wejść do niej, by o coś zapytać, i natknąć się na chwilę jej modlitwy - jest o tyle specyficznym miejscem, że jest to jeden z najbardziej liberalnych krajów muzułmańskich. - Tam nie czuje się zmuszania do religii. Oczywiście starsi ubolewają, że młode Tunezyjki nie chcą już chodzić przewiązane chustami, że wystawiają piersi na wierzch, wkładają obcisłe dżinsy, że ludzie sypiają ze sobą przed ślubem. Ale skojarzyło mi się to ze starą Polską. Wystarczyłoby się cofnąć o półtora, dwa pokolenia i zobaczyć, że u nas było podobnie. Starsi ludzie też krytykowali młodych za nadmierne rozluźnienie obyczajów - mówi dłużej mieszkała w Tunezji, tym bardziej widziała, jak dużo jest tam kontrastów. - Rzeczywiście są rodziny, w których dziewczyna trzymana jest krótko, bracia i ojciec mają dużo do powiedzenia, rodzina życzy sobie, by nie chodziła nigdzie sama i ubierała się przyzwoicie. Ale jest też wielu rodziców, którzy posyłają swoje córki na studia, chcą, by poznawały świat, a kiedy ona poznaje chłopaka, przedstawia go rodzinie, chodzą ze sobą. Może wciąż jeszcze rzadkością jest sytuacja, kiedy młodzi ludzie bez ślubu wynajmują razem mieszkanie. Ale zauważyłam też, że młode dziewczyny z Tunezji bardzo chętnie wybierają na studia miejsca odległe od rodzinnego domu. Po to, żeby sobie poszaleć. I one rzeczywiście używają życia, specjalna krzywda im się nie dzieje - Polki pociąga w mężczyznach z krajów arabskich? - Mężczyźni są temperamentni, w gorącej wodzie kąpani, stąd też szybko spostrzegłam, że trzeba uważać na przykład ze sprośnymi dowcipami, dlatego że oni wtedy brną dalej. Podobnie jest Polsce z pijanym mężczyzną, trzeba pilnować pewnych tematów, bo może zrobić się nieprzyjemnie - jaki wzięła z Tunezyjczykiem, odprawiany był tradycyjnie w tradycji koranicznej, ale bez wielkiej pompy. - Jako panna młoda przybyłam do domu rodziców przyszłego męża, rodzina zapytała grzecznie, czy chciałabym się przebrać w strój ludowy z regionu. Suknia, nakrycie głowy, to wszystko sporo ważyło. Tunezja jest krajem, który sięga do własnych korzeni, nie tylko arabskich, ale berberyjskich, pustynnych, miałam więc na głowie coś na kształt przepasko-turbanu, szata obszerna niczym karton, do tego zdobione buty, oczywiście henna na dłoniach, dużo też świadkowie, na ślub przybyli panowie z urzędu, odmówili formułkę z Koranu. Państwo młodzi podpisali dokumenty, były śpiewy, trochę tańców, to było w sumie ekonomiczne wesele, Alina widziała potem o wiele bardziej kolorowe i po ślubie nie zamieszkali razem z rodzicami, bo już wcześniej wynajęli sobie własne mieszkanie i ślub w sytuacji mieszkalnej niczego nie zmienił. Mimo że jej tunezyjski teść był osobą niezwykle wierzącą, z tytułem, tak zwanym hadjim, osobą, która raz w roku udaje się z pielgrzymką do Mekki. - Przy okazji handlował tam tkaninami, łączył więc przyjemne z pożytecznym. Ale rodzice mojego męża nigdy nie naciskali, żebyśmy się pobierali, nasz ślub wynikał z tego, że chcąc tam mieszkać i pracować, czekały mnie ciężkie procedury wizowe, a że chcieliśmy być razem, postanowiliśmy ugotować dwie pieczenie na jednym ogniu. Jej małżeństwo nie przetrwało, ale, jak podkreśla Alina, nie chodziło o różnice kulturowe. - Przyczyny były podobne do tych, z powodu których w ogóle rozstają się pary. Trudno mi dziś znaleźć coś konkretnego. Przede wszystkim to była wakacyjna miłość, która niepotrzebnie została sformalizowana. Moja osobista wolność nie była nigdy w żaden sposób ograniczana przez partnera. No, może nie do końca rozumiałam wtedy, że jeśli ktoś mówi coś podniesionym głosem i mocno gestykuluje, to nie oznacza, że mam to brać do siebie. Taki temperament. W pierwszym okresie związku jeszcze nie pracowała, więc było dla niej dość kłopotliwe, kiedy musiała prosić go o pieniądze na swoje Byłam dziewczyną z europejskiego domu, w którym kobieta chodzi do pracy i jest niezależna. Nie byłam nauczona, by funkcjonować w ten sposób. Zrozumiałam ten układ wiele lat później. Zaobserwowałam, że mężatki, które nie pracują, i mówię tu o przeciętnej arabskiej rodzinie, są dość wymagające, i to jest im naturalnie przypisane, że mąż musi zabezpieczać byt żony i dzieci. Polskie kobiety pracują na kilku etatach, starając się utrzymać rodzinę, nierzadko utrzymują też swoich mężczyzn, potem jeszcze masa zajęć domowych i codzienne decyzje do podjęcia - w Tunezji ten model to unikat - mówi i dopowiada: - W tradycyjnym arabskim małżeństwie, jeżeli żona chce jechać do swojej mamy, która mieszka, powiedzmy, kilkadziesiąt kilometrów dalej, to oczywiście ustala to z mężem, ale zupełnie nie musi się martwić o mąż załatwia transport, zadba, aby nie pojechała tam z pustymi rękami, a jeśli ona przedtem stwierdzi, że ma brzydkie buty, to i nowe buty jej na ten wyjazd kupi. - Podobnie jest ze strojami na wesela czy imprezy. Zawsze mnie zadziwiało, że te panie domu na weselach wyglądają jak gwiazdy, ale właśnie dlatego, że one nie miały problemu, by tego od męża wymagać. Czasem to mi tych mężczyzn było szkoda, bo rzeczywiście ciężko pracowali. Warte uwagi jest też coś, z czym wciąż mamy problem w Polsce, gdzie tak wielu ojców nie płaci alimentów na swoje dzieci. Tam nawet po rozwodach jest to kulturowym obciachem. To jest zresztą zapisane w Koranie: mężczyzna bez względu na to, czy jest z żoną, czy nie, musi o nią i o dzieci zadbać. No, ale ja się wtedy kiepsko z tym czułam, ta moja europejska dusza wylazła - to nie jest rzecz przyjemna, ale ich odbył się w zgodzie i przy wzajemnym szacunku. Mieli adwokata, wszystko odbyło się ekspresowo, bo nie było dzieci ani majątku do podziału, była obopólna zgoda co do rozejścia się. - Dzisiaj z byłym mężem mam bardzo rzadkie, choć ciepłe relacje, teraz już przez internet. Poznałam jego obecną żonę, to piękna, nowoczesna Tunezyjka, jest ekonomistką, czasem wymieniamy się zdjęciami naszych dzieci. Kiedy moja mama pojechała do Tunezji na wakacje, jego rodzina przyjęła ją niezwykle serdecznie, pięknie ją ugościli. Od swego eksmęża usłyszałam: Ty zawsze będziesz naszą rodziną i w niej pozostaniesz. To było bardzo miłe - dodaje Alina. Jej historia zaprzecza schematowi żony Araba, ale - jak mówi Alina - podstawą jest to, żeby kobiety dobrze obserwowały kandydatów na mężów i rodziny, do których wchodzą. - Spotkałam w Tunezji Szwajcarkę, która miała kłopoty, chciała uciekać z dziećmi, wykradać je, miała trudnego męża. Spotkałam Polkę, która żaliła się, że jest od męża we wszystkim zależna. Ale ona nie znała języka, źle się tam czuła, a jednak zdecydowała się z nim tam pojechać. Nie wychodziła z domu, nie pracowała, nie znała innych ludzi i swoich praw. Kobiety mówią czasem, że mąż w jego własnym kraju bardzo się zmienia. Pewnie coś w tym jest, bo ci mężczyźni u siebie czują się bardziej kobiet, które wyszły za muzułmanów, po czym w małżeństwie następuje rozdźwięk, nie są regułą. W Polsce też małżeństwa wyrywają sobie dzieci, znamy różne straszne historie, no i te, w których główną rolę gra alkohol. W arabskich krajach nie ma tego problemu, a jeśli już, choć rzadko, to jest to społecznie Zgoda, to jest inna kultura, mocno patriarchalna, ale za nią idzie obowiązek zapewnienia kobiecie i rodzinie bezpieczeństwa, także materialnego, a to wielka odpowiedzialność. I to jest przeciwwaga dla różnych złych rzeczy. Mężczyźni czują się wyjątkowo mocno związani ze swoimi dziećmi, podchodzą do nich bardzo emocjonalnie, rodowo. I być może stąd bierze się ich zaborczość - zaznacza niej trzy lata, które spędziła w Tunezji, są czasem, do którego chętnie wraca. Spotkała tam ludzi otwartych, życzliwych, pomocnych, pamięta łzy przyjaciół, gdy powiedziała im, że chce wracać do Europy. - Wiem, że kiedy tam pojadę, znów spotkam rodzinę. Babcie pewnie naładują mi trzy talerze kuskusu z baraniną i upieką upiornie słodkie ciasteczka. Włączą mi telewizor z egipskim serialem i będą mnie pytać o moje dziecko, rodziców, o mój kraj.
18.5.17. Według mnie może to sugerować, że niektórzy ludzie pragną seksu ze zwierzętami, ponieważ szukają skrajnych doznań – na przykład dlatego, że aby mieć orgazm, potrzebują
Dlaczego tak wiele polek wiąże się z arabami? Czy znają ich kulturę, zwyczaje i godzą się na nie, czy brak im podstawowej wiedzy na ten temat? Trudno mi sobie wyobrazić, że kobiety świadomie mogą związać się z mężczyzną, dla którego kobieta znaczy tyle co rzecz. Że świadomie godzą się na to, że gdy urodzą córki, to być może zostaną one sprzedane podstarzałym pedofilom, a gdy urodzą synów, to ci synowie będą mogli je bić i poniżać i traktować matki bez szacunku (matka syna nie może uderzyć, nie może krzyknąć, bo syn chociażby miał 5 lat, to i tak w chierarchi stoi ponad kobietą). Mam trochę znajomych, które weszły w taki układ (nigdy nie kończyło się to dobrze), a czasem nawet traumą na całe życie (oczywiście dla Polek). Osobiście nie cierpię arabów i muzułmanów - miałam z kilkoma do czynienia osobiście. Także w dzieciństwie czytałam wiele autobiograficznych książek kobiet które wyrwały się z piekła: arabskiego świata brutalnych mężczyzn. Zastanawiam się, dlaczego wiele polek daje się zmanipulować arabskim mężczyznom. Zaczyna się zawsze tak samo: prezenty, czułości, komplementy, a gdy kobieta jest już zakochana i uzależniona, to kończy się na biciu, poniżaniu i gwałceniu. Prosiłam koleżankę - mądrą dziewczynę po studiach - zostaw tych arabów (miała kilku kolegów), szukaj sobie innych mężczyzn. Nic do niej nie docierało. Ja jej mówię - nie ufaj im, to fałszywi ludzie, zmanipulują cię, traktują kobiety gorzej od bydła. Śmiała się i mówiła - nie znasz arabów, oni są bardzo sympatyczni, romantyczni, dają prezenty, kobiety traktują jak księżniczki. Rok później widzę ją w knajpie z arabem, przystojny. Ona wdzięczy się przed nim, uśmiecha, dwoi się i troi. On - tego nie zapomnę - patrzy na nią pogardliwie a w oczach ma jakąś złość, jakiegoś diabła. Ciary mnie przeszły, jedyna myśl - uciekaj od niego. Widziałam często ten wzrok u arabów, nigdy niczego dobrego nie zwiastował. Rok potem inna koleżanka - tak bardzo kochała araba, który ją bił i gwałcił. Po kilku latach nie wytrzymała, wydarzyło się coś strasznego o czym nikomu nie chce powiedzieć, gdy pojechali w odwiedziny do innych arabów - jego rodziny. Podejrzewam, że może gwałcili tam jakieś dziecko czy coś, bo u nich to normalne (prawo mają takie że gdy dziewczynka skończy 12 miesięcy czyli rok, to można ją gwałcić). Teraz znowu wpis na Interi: W Jemenie 8-letnia dziewczynka umiera po nocy poślubnej z 40 letnim mężczyzną. Wykrwawiła się na śmierć po tym jak ją zgwałcił. Islam popiera pedofilię, sam prorok Mahomet uprawiał pedofilię i gwałcił 9 letnie dziewczynki. Szok. Znacie jakieś pary : arab plus polka, którym się powiodło?
CBOS informuje, że niewiele mniejszą sympatią darzeni są Włosi (55 proc.), Anglicy (54 proc.), Hiszpanie i Francuzi (po 53 proc.), Norwegowie, Szwajcarzy, Węgrzy (po 52 proc.), Szwedzi oraz Amerykanie (po 51 proc.). Do przedstawicieli kolejnych siedmiu narodów: Holendrów, Austriaków, Duńczyków, Belgów, Irlandczyków, Japończyków i Finów - sympatię deklaruje prawie połowa respondentów (od 45 proc. do 49 proc.). W stosunku do wszystkich wymienionych wyżej nacji sympatia wyrażana jest kilkakrotnie częściej niż niechęć. Około dwóch piątych ankietowanych (od 37 proc. do 44 proc.) przejawia pozytywne uczucia wobec Chorwatów, Niemców, Greków, Litwinów, Bułgarów i Gruzinów. Przeważają one nad negatywnymi mniej więcej dwukrotnie. Około jednej trzeciej badanych (od 29 proc. do 34 proc.) deklaruje sympatię do Rosjan, Białorusinów, Żydów, Ormian, Chińczyków, Ukraińców, Egipcjan, Serbów oraz Wietnamczyków. W przypadku tych narodów CBOS odnotował relatywnie niewielką przewagę uczuć pozytywnych nad negatywnymi bądź względną równowagę sympatii i niechęci. W stosunku do kolejnych pięciu nacji - Turków, Libijczyków, Rumunów, Romów i Arabów - przeważa niechęć, przy czym wobec Romów i Arabów jest ona wyrażana dwukrotnie częściej niż sympatia. W porównaniu z rokiem ubiegłym CBOS odnotował wzrost sympatii do dwudziestu ośmiu narodów, na co wskazują średnie ocen. W większości przypadków zmiany są jednak niewielkie. Relatywnie największa poprawa nastawienia nastąpiła w stosunku do Norwegów, Słowaków, Anglików i Szwedów. Wobec członków sześciu narodów CBOS zaobserwował wzrost niechęci, przy czym w stosunku do pięciu z nich - Chińczyków, Wietnamczyków, Turków, Litwinów, Arabów - jest on niewielki. Jedynie stosunek do Greków uległ bardziej zauważalnemu pogorszeniu, co prawdopodobnie ma związek z kryzysem ekonomicznym w Grecji. CBOS przeprowadził badanie w dniach 5-11 stycznia 2012 roku na liczącej 1058 osób reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski. CBOS pytał ankietowanych o nastawienie do trzydziestu ośmiu narodów i grup etnicznych, w tym po raz pierwszy do Szwajcarów, Egipcjan oraz Libijczyków.